Ekspedycja Nkam jest połączeniem spływu rzeką górską i trekkingu w warunkach wilgotnych lasów równikowych (Kamerun). Takie okoliczności wymagają doboru odpowiedniego ekwipunku. Poniżej opisuję poszczególne jego elementy.

Plecak

W naszych plecakach znajdował się ekwipunek potrzebny na 10 dni akcji w terenie bez możliwości uzupełniania czegokolwiek w tym czasie. Główną część bagażu stanowił sprzęt biwakowy i jedzenie. Plecaki ważyły ok. 15 kg, przy czym podczas wędrówki przez las nosiliśmy dodatkowo packraft z wiosłem, kamizelką i kaskiem, co dawało ponad 20 kg.

Cały ekwipunek (poza packraftem) mieściły jedynie plecaki ok. 90 litrowe. Dobrze sprawdziły się niedrogie modele z Decathlonu (FORCLAZ 90L i TRAVEL 500 DAMSKI FORCLAZ) z wygodnym systemem dostępu do zawartości (zamek błyskawiczny na tylnej ściance). Z kolei mój (Osprey Kestrel 68) był trochę za mały, zwłaszcza, że pakowałem nieco więcej sprzętu, niż pozostali (garnek, sprzęt ratowniczy i naprawczy).

Ponieważ większą część wyprawy spędziliśmy na rzece, ekwipunek każdego z nas powinien być solidnie zabezpieczony przed wodą. Sprawdził się sposób pakowania bagażu najpierw w wodoszczelny worek, a następnie ów worek lądował w plecaku. 

Dlaczego nie na odwrót?

Dlatego, że wielokrotnie w ciągu dnia zmuszeni byliśmy zdejmować plecak z packraftów, aby przenieść ekwipunek wokół niebezpiecznego miejsca na rzece (bystrza). A zatem kluczowy był łatwy i szybki dostęp do plecaka z wygodnym systemem nośnym. Fakt, że materiał plecaka był regularnie mokry nie stanowiło dużego problemu. Oczywiście więcej przez to ważył, ale najważniejsze, że jego zawartość pozostawała sucha.

Tu uwaga na temat worków wodoszczelnych. Jak wiadomo, nie ma worków całkowicie wodoszczelnych, to raczej kwestia czasu, w jakim worek przebywa w wodzie. Dlatego polecam pakowanie rzeczy szczególnie wrażliwych na wilgoć, jak elektronika i dokumenty, w dodatkowe mniejsze wodoszczelne opakowania. 

Jeśli chodzi o główne duże worki, to bardzo dobrze sprawdziły się ANFIBIO MULTIBAG 60L oraz Hiko sport Window Cylindric 40L. Pomimo, że plecaki kilkakrotnie wpadały do wody, to w ogóle nie przemokły. Niestety nie mogę tego samego powiedzieć o worku Crosso 60L, który zwyczajnie przemakał i to niezależnie od tego, jak dokładnie go zwijaliśmy (zamykaliśmy). Co ciekawe, inny – 15 litrowy worek tego producenta nie przemakał (bądź znacznie mniej – trudno mi jednoznacznie ocenić). Może po prostu ten duży był już zużyty (kupiony w 2012 roku).

Mając na uwadze konieczność troczenia na zewnątrz plecaka dodatkowego ekwipunku, warto się do tego przygotować. W naszym przypadku musieliśmy przytroczyć przede wszystkim packrafty. Na pierwszym wyjeździe dysponowaliśmy modelami Anfibio Delta MX, które zalicza się do ultralight. Ważą niecałe 2 kg, a po zwinięciu mają wielkość niedużego namiotu 2-osobowego. Ich przytroczenie do plecaka nie stanowiło większego problemu – pomocne były zarówno „fabryczne” troki plecaków, a dodatkowo posiłkowaliśmy się parcianymi taśmami zaciskowymi z metalową klamrą. 

Na drugim wyjeździe zaopatrzeni byliśmy w sprzęt bardziej pancerny – packrafty MRS Microraft L/XL z krytymi pokładami, które ważą 4 kg i po zwinięciu są dwukrotnie większe od Anfibio. Przytroczenie ich do plecaka nie było już tak proste. Mieliśmy problem z naszymi taśmami zaciskowymi, bo nasze były nieco za krótkie (75 cm). Przydałyby się metrowej długości. Poza tym plecaki nie miały dobrze dopasowanych zaczepów do tych taśm. Na przyszłość warto przyszyć stosowne „ucha”.

Z kolei skuteczny okazał się sposób mocowania plecaka na packrafcie. W tym celu także wykorzystywaliśmy taśmy zaciskowej, ale długości 3,5 m. Packrafty mają w części dziobowej cztery dogodne ucha z taśmy parcianej, przez które łatwo przeciągnąć taśmę mocującą plecak.

 

 

PS. Zapytaj mnie o wolne miejsca na najbliższą wyprawę! afrykadominika@gmail.com

fot. Marta Drzeżdżon

Spanie

Wyjazdy do dżungli zwykle kojarzą się z używaniem hamaka. Jednak biwakując nad rzeką znacznie bardziej praktyczne były namioty. Wynika to z faktu, że na nocleg szukaliśmy miejsc odkrytych, piaszczystych łach lub płaskich skał. W takich miejscach trudno znaleźć drzewa konieczne do zawieszenia kilku hamaków. Na upartego można wedrzeć się kawałek w las, jednak rzeka płynęła najczęściej wąwozem, którego skarpy były zbyt strome, aby znaleźć wygodne miejsce na biwak. Z kolei wspinanie się na szczyt skarpy oddaliłoby nas od wody, do której dostęp na biwaku jest wręcz kluczowy.

Dobrze sprawdzają się lekkie „jedynki”. Ważne, żeby ściany sypialni były zrobione z moskitiery, co zapewnia dobrą wentylację, która w takim klimacie jest bardzo ważna.

Bardzo ważna jest waga namiotu. Lekkie jedynki  powinny ważyć  mniej niż 2 kg. Jeśli zmieścimy się w tej wadze, to bardziej polecam nieco większe – 2 osobowe namioty, bo kawałek więcej przestrzeni jest nie do przecenienia po bardzo intensywnym fizycznie dniu na rzece.

Poza tym warto, aby stelaż umożliwiał rozbicie namiotu bez konieczności wbijania śledzi/szpilek, ponieważ podłoże nie zawsze to umożliwia.

Teoretycznie można się dogadać i zabrać jeden namiot na dwie osoby. Takie rozwiązanie polecam jednak tylko parom, bo jednak każdemu się przyda te parę godzin intymności, skoro spędzamy w małej grupie 24 godziny na dobę przez dwa tygodnie.

Polecam maty samopompujące, a jeszcze bardziej dmuchane materace, które przy podobnej wadze zabierają dużo mniej miejsca (ok. 500 g). Karimaty są gorszym rozwiązaniem z racji na objętość. Na brzegach rzek nie ma zbyt wielu kolczastych roślin, zatem przebicie nam raczej nie grozi.

Choć w nocy jest dość ciepło (powyżej 20 stopni), to polecam zabranie lekkiego koca plarowego (400 g) lub wkładki do śpiwora (ok. 200 g), ewentualnie  możliwie najlżejszego śpiwora (syntetyk, max 700 g)). Po wejściu do namiotu jest gorąco i się pocimy. Dlatego zasypiamy zazwyczaj zupełnie odkryci, ale w środku nocy przychodzi ochota, żeby jednak czymś się przykryć. Zwłaszcza w styczniu zdarzają się nieco chłodniejsze noce i wówczas możemy zmarznąć.

Pod głowę przydaje się nadmuchiwana poduszka.

Jeśli dobrze skompletujemy poszczególne elementy, to część ekwipunku składająca się na spanie nie powinna ważyć więcej niż 3 kg.

Ubranie

Tu panuje podstawowa zasada – zero bawełny!

Rzecz w tym, że w tak wilgotnym klimacie ubrania cały czas mokną, bo nawet przy niewielkim wysiłku pocimy się obficie. Poza tym eksplorujemy rzekę, więc praktycznie cały czas się moczymy. Jak wiadomo, bawełna schnie bardzo długo, więc należy ubierać się w rzeczy z szybkoschnących syntetycznych materiałów.

Z uwagi na gryzące owady, a także możliwość skaleczenia się o kolczastą roślinność w lesie, trzeba nosić długie spodnie i koszule z długimi rękawami, najlepiej z mocnego materiału typu rip-stop. Na rynku jest duży wybór takich spodni (polecam tanie modele z Decathlonu), na koszulę trzeba wydać trochę więcej (polecam model Sequoia marki The North Face).

W zupełności wystarczający będzie zestaw dwóch par spodni i dwóch koszul. Dodatkowo przyda się syntetyczny t-shirt do spania. Bielizna – także na noc, bo w dzień lepiej bez, spodnie schną szybciej!

Rękawiczki ochronne to także niezbędny element ubioru. Chronią nas przed skaleczeniami (rany w takim klimacie trudno się goją), a także ze względu na ukąszenia małych muszek. Mogą być to rękawiczki kajakowe, ale lepiej z całymi palcami i nie z neoprenu, tylko z syntetycznej tkaniny. Sprawdzą się także modele rowerowe, lub tzw. taktyczne. Unikamy modeli w całości ze skóry.

Bardzo ważne jest dobrze dobrane obuwie. Zakładamy, że przez większość czasu nasze buty będą mokre. Sprawdzą się buty typu sportowego, niskie, z materiałem łatwo przepuszczającym wodę, z „agresywnym” bieżnikiem. Można nabyć buty dedykowane do sportów wodnych, np. Merrell Waterpro Maipo. Odradzam buty neoprenowe, bo ich podeszwa jest mniej twarda od „zwykłych” butów. Polecam natomiast skarpety neoprenowe. Chronią nas przed otarciami, o które łatwo na zmiękczonej wodą skórze, a także chronią nasze kostki przed skaleczeniami, o które także nietrudno podczas chodzenia po skalistych brzegach. Powinny to być cienkie skarpety, o grubości nie więcej niż 2 mm, bo w za grubych nie zmieści nam się stopa w bucie. Polecam tanie modele z Decathlonu.

Na wieczór i ranek, czyli podczas biwakowania warto mieć jakieś dodatkowe, bardzo lekkie buty. Świetnie sprawdzają się crocsy, choć mogą być także inne klapki (odradzam japonki).

Asekuracja, czyli kamizelka i kask

Na rzece górskiej nie ma żartów – obowiązuje kamizelka asekuracyjna, oraz kask. 

Nie będzie to jednak typowy sprzęt używany przez kajakarzy górskich. Z racji o dbałość o wagę ekwipunku wybrałem modele możliwie lekkie. Sprawdziły się kamizelki Secumar Vivo 50 w wersji z dodatkową kieszenią. Ważą jedynie 320 g, czyli trzy razy mniej od klasycznej kamizelki górskiej. 

Kaski także mają rozmaitą wagę, na co warto zwrócić uwagę. Najlżejszy model nadający się na taką wyprawę to Petzl METEOR (tylko 240 g). To rodzaj uniwersalnego kasku przeznaczonego do różnych rodzajów aktywności. Bardziej dedykowany do spływów górskich będzie popularny model Hiko Buckaroo (od 350 g).

Fot. Marta Drzeżdżon i Dominik Szmajda